Polsko – ukraińskie warsztaty: „Łączy nas ceramika”

Polsko – ukraińskie warsztaty: „Łączy nas ceramika”

Polacy i Ukraińcy spotykali się na zajęciach w Ośrodku Garncarskim.

Warsztaty dla nich prowadzili ceramicy z obydwu krajów. Alla i Siergiej Iwaszkiw mieszkają w Czerwonohradzie w obwodzie lwowskim. To zaledwie 15 km do granicy z Polską.

– U nas też działa ośrodek garncarski. Jest trochę „młody”, współczesny. Powstał w latach 90., po odzyskaniu niepodległości. Celem było odtworzenie ceramiki na naszych terenach. Dawniej wyrabiano tam ceramikę sokalską (nazwa pochodzi od pobliskiego miasta Sokal – przyp. MO) – białą z malowanymi ptaszkami – żółtymi i zielonymi, oraz ceramikę siwą. Teraz odtwarzamy te klasyczne wzory, formy, ale godzimy tradycję ze współczesnością – mówi Siergiej Iwaszkiw.

W jego rodzinie nie było tradycji garncarskich. O drodze życiowej zadecydowała pasja. – Czerwonohrad jest miastem górniczym. Mój ojciec i dziadek byli górnikami. A ja, kiedy miałem 15 lat, przypadkowo trafiłem do pracowni garncarskiej. I tak mnie to zachwyciło, że stwierdziłem, że chcę to robić! I teraz zajmuję się ceramiką już 30 lat – wspomina. Pracownię prowadzą razem z żoną. – Siergiej robi naczynia, a ja je maluję, ozdabiam, przyklejam ucha. Od 25 lat w pracowni razem robimy ceramikę. Lubimy ją odtwarzać, a także odkrywać coś nowego. To jest nasze życie! – mówi Alla Iwaszkiw.

Pod koniec października przyjechali do Medyni Głogowskiej, by poprowadzić warsztaty dla grupy złożonej z Polaków i uchodźców z Ukrainy.

– Siergieja i Allę poznałam przez znajomych projektantów z Warszawy. Zaprosiłam ich na Jarmark Garncarski. Oni biorą udział w dużych imprezach, takich jak Jarmark Jagielloński w Lublinie, czy różne wydarzenia w Warszawie, związane z ceramiką. Teraz zawsze kiedy przyjeżdżają do Polski, odwiedzają nas – mówi Małgorzata Wisz, dyrektor Ośrodka Garncarskiego Medynia.

– W tym roku pierwszy raz byliśmy na Jarmarku Garncarskim. Bardzo nas zachwyciło, że tutaj tradycja tak ładnie współgra ze współczesnością. Jest i muzeum, i pracownia do warsztatów, no super wszystko zrobione, takie nowe! – stwierdza Siergiej Iwaszkiw.

Domek z gliny, na pamiątkę spalonego domu

Jest miasto, o którym przed 24 lutego w Polsce mało kto słyszał. Później media odmieniały tę nazwę przez wszystkie przypadki. Brzmi ona: Mariupol. W marcu rodzina uchodźców z Mariuopla znalazła schronienie w Pogwizdowie.

– Uciekałyśmy samochodami, pod obstrzałem. Jechałyśmy przez całą Ukrainę, droga była ciężka. Dotarłyśmy tutaj. Pomogło mam wielu ludzi, w Polsce ludzie są dobrzy. Moja córka znalazła pracę w Rzeszowie, wnuk też uczy się w Rzeszowie. Póki jest praca, będzie można tu mieszkać. A dalej? Nie wiadomo. Domu nie ma! Spłonął – mówi pani Ludmyła. – Mąż córki został. Walczy za Ukrainę. Czekamy na zwycięstwo. Tęsknimy bardzo za Mariupolem, za Ukrainą – dodaje.

– Bardzo się ucieszyłam, że nas zaproszono na to spotkanie. Pierwszy raz lepię w glinie. Jest to świetny relaks, można odpocząć – mówi pani Olena. – W Mariupolu zostałyśmy bez mieszkania, dlatego tutaj zrobiłyśmy sobie domeczek z gliny. Taki bajkowy – uśmiecha się smutno. – Na pewno my wszyscy z Ukrainy marzymy o zwycięstwie. Drugie marzenie to własny dom – dodaje. – Chcę pokazać mojej córce lepienie w glinie, żeby spróbowała. Może jej się spodoba i się w tym się odnajdzie? Ona bardzo lubi malować – przyznaje pani Wiktoria, również mieszkanka Mariupola.

– Czy pani też ma zdolności plastyczne? – pytam.

– Tak troszeczkę – śmieje się. – Ale ciekawie spróbować.

„Nie wszystko jest z supermarketu, nie wszystko jest z półki”

– Co nas zachęciło? Tak naprawdę to, że dostaliśmy w prezencie voucher udziału w warsztatach – przyznaje Łukasz Szwarc z Rzeszowa, który wraz z całą rodziną wybrał się na zajęcia. – Jednak od jakiegoś czasu „siedzimy” w glinie. Mamy taki wieloletni projekt – mieszaliśmy słomę z gliną, później glinę z piachem, i oblepialiśmy ścianę domku na działce. Ta zabawa z gliną nam się spodobała, to bardzo fajna, relaksująca forma spędzania czasu. Ktoś podpatrzył, że nas to fascynuje, stąd prezent – mówi. – Myślę, że warsztaty to fajna forma spędzania czasu i pokazania dzieciakom jak coś kiedyś funkcjonowało, że nie wszystko jest z supermarketu, nie wszystko jest z półki. Zainteresowała nas nasza stara kultura, tradycja. Z wiekiem zmieniają się spostrzeżenia na temat tego, co jest ciekawsze, a co mniej ciekawe – stwierdza Łukasz.

Dzieci czują się bardziej bezpieczne

– Celem projektu jest integracja osób z Polski i z Ukrainy, wokół naszej działalności jaką jest ceramika. Nasze hasło brzmi: „Ceramika nas łączy” i rzeczywiście po tych warsztatach widać, że tak się dzieje – stwierdza dyrektor Małgorzata Wisz.

– Projekt jest finansowany z funduszy europejskich, dlatego bardzo ważne jest, aby pokazać jak te fundusze pomagają realizować przeróżne cele – kulturalne, turystyczne, integracyjne, społeczne – podkreśla.

– Jesteśmy w obiekcie, który jest współfinansowany z funduszy Unii Europejskiej. Tutaj mogą się spotkać pasjonaci ceramiki, ale i osoby, które w ogóle nie miały z nią styczności. Mogą poznawać siebie nawzajem, i swoje kultury. Dzisiaj świetnie to widać, ponieważ instruktorami są garncarze z Ukrainy. Mieszają się nasze języki, polski i ukraiński. Świetne jest to, że uczestnicy z Ukrainy mogą pracować z garncarzami, którzy mówią ich językiem. Dzięki temu czują się tutaj bardziej bezpiecznie. Nawet jak tutaj widzimy – malutkie dzieci pracują przy kole, i instruktor tłumaczy im w ich ojczystym języku. One są bardziej otwarte, mimo, że na początku były bardzo zestresowane w nowym miejscu, w którym się znalazły – mówi dyrektor Ośrodka Garncarskiego.

Michał Okrzeszowski

Skip to content